80-lecie pacyfikacji Osiedla Staroniwa

Fotogaleria z 80 rocznicy pacyfikacji na Staroniwie – 01.06.2023 r.  w parafii pw. św. Judy Tadeusza w Rzeszowie.

 Dr Piotr Szopa

Staroniwa 1943r.

W nocy z 31 maja na 1 czerwca 1943 r. pięcioosobowy zespół Kedywu (Kierownictwo Dywersji) pod dowództwem ppor. Mariana Szuby ps. „Brzozowski” przeprowadziło tzw. akcję zastrzeżoną. Dokładnie o godz. 0.15 za pomocą 3 kb zespół ten ostrzelał 3 transformatory. Łącznie oddano 34 strzały. Spośród użytych 6 naboi przeciwpancernych dwa okazały się niewypałami.  Po zrealizowaniu zadania żołnierze AK wycofali się lasami w kierunku Czudca. Tak zrelacjonował te działania w meldunku do swojego przełożonego por. Zenona Soboty ps. „Korczaka” bezpośrednio dowodzący akcją „Brzozowski”. Celem tej akcji była kilkugodzinna przerwa w dostawie prądu do fabryki silników lotniczych (Flugmotorenwerke Reischof GmbH). Akcja zastrzeżona czyli wykonana i zaplanowana bezpośrednio przez Kedyw najczęściej na szczeblu Okręgu. W tym wypadku plany powstały na poziomie Okręgu w Krakowie. Zresztą planowano także  podobne akcje w Krośnie i Sanoku. Jednakże niezwykle krwawy i brutalny odwet niemiecki zszokował wszystkich. W związku ze zbrodnią popełnioną przez Niemców na Staroniwie Armia Krajowa odwołała pozostałe akcje, a dowodzący rzeszowskim ośrodkiem Kedywu ks. Florian Szawan ps. „Szalewski (bardzo często rezydujący m.in. w Dobrzechowie k. Strzyżowa) zrezygnował ze stanowiska. Ze względu na to, że akcję tę prowadził właśnie Kedyw tzw. terenówka a więc placówki, obwody i inspektor (a nawet dowództwo Podokręgu AK Rzeszów będącego wówczas w organizacji) nie wiedzieli o planach jej przeprowadzenia. Dopiero później przeprowadzono reorganizację działań dywersyjnych. Zatem nie wiedział o niej także inspektor rzeszowski Łukasz Ciepliński.

Reakcja Niemców zaskoczyła wszystkich. Zebrali oni błyskawicznie duże siły w tym Gestapo, Schutzpolizei, żandarmerię (szacunkowo znacznie ponad 100 osób) i otoczono Staroniwę. Najpierw zginęło 12 wartowników wiejskiej straży nocnej.  Rozstrzelano  Ich strzałami w tył głowy. Po nich kolejno oprawcy wdzierali się do domów i wyciągali mężczyzn. Następnie rozkazano ofiarom wykopać dół, który miał być grobem. Zamordowano łącznie 44 osoby, a najmłodsza z ofiar miała tylko 16 lat. Warto podkreślić, że przez długi czas przekazywano wersję, że akcję tę przeprowadzili komuniści. Dziś wiemy ( m.in. z ustaleń prof. Grzegorza Ostasza) jaka była prawda. Okrutna zbrodnia popełniona przez Niemców nie spowodowała utraty woli walki o niepodległość – przeciwnie akcji wykonanych przez Armię Krajową było coraz więcej. Mieszkańcy Staroniwy oraz krewni ofiar pamiętają i zawsze będą pamiętać o 44 bohaterach zamordowanych w odwecie za akcję na transformatory. Należy się Im za to szacunek i wdzięczność gdyż wiele wycierpieli owego czerwcowego dnia 1943 r. jak i później po stracie bliskich.

Noc z 31 maja na 1 czerwca 1943 r. była pogodna i ciepła. Chociaż trwała wojna, niespokojny czas, nic nie zapowiadało tragedii, jaka w najbliższych godzinach miała rozegrać się w Staroniwie. Mieszkańcy tej małej wsi pod Rzeszowem spali spokojnym snem, nieświadomi, że ktoś właśnie ostrzelał transformatory w pobliskiej podstacji, co spowodowało w okolicy przerwę w dopływie energii, unieruchomienie fabryki pracującej na potrzeby wojska niemieckiego, a co za tym idzie wściekłość hitlerowców.

Spał też Roman Lutak – 29-letni muzyk, nauczyciel gry na skrzypcach. Szczęśliwy mąż Jadwigi do szaleństwa w nim zakochanej i młody ojciec 1,5 rocznej Ewy, która dopiero co nauczyła się wymawiać słowo „tata”.

Około trzeciej nad ranem do domu Romana i Jadwigi wpadło gestapo. Roman, wyrwany ze snu, silnym kopniakiem został wyrzucony z domu, niekompletnie ubrany krzyknął do swojej przerażonej żony ostatnie słowa: „Daj mi pasek i kennkartę”.

W tym pochodzie na łąkę znajdującą się obok elektrycznej podstacji w Staroniwie Roman dołączył do innych mężczyzn wyrwanych z objęć żon, matek, dzieci.

Jadwiga oszalała z rozpaczy wybiegła za swoim ukochanym Romanem i nie zauważyła nawet, że jej malutka córeczka w tym ogromnym zamieszaniu wyszła z domu i błąkała się po okolicy wołając rodziców. Nad ranem w rowie znalazła ją babcia.

Jadwiga długo nie wracała, słysząc z oddali strzał za strzałem, modliła się o ocalenie najdroższego męża. Roman nie wrócił – zastrzelony przez gestapo razem z 43 innymi został zepchnięty do wykopanego naprędce dołu.

Niektórzy z mężczyzn wrócili, z wyrytym w sercu piętnem świadka zbrodni, z niemym pytaniem: „Dlaczego ja?”. Wrócił też ten całkiem siwy i przygarbiony, który w nocy z domu został wyprowadzony jako czarnowłosy pełen sił mężczyzna. W ciągu kilku godzin, w których ważyły się losy jego życia i w których był zmuszony kopać grób swoim kolegom jego włosy zupełnie zbielały – rodzina nie mogła rozpoznać w tym, który wrócił swojego męża i syna.

Zrozpaczona Jadwiga pobiegła do znajomego księdza – ówczesnego proboszcza parafii Chrystusa Króla i z płaczem przekazała, co się stało. Był to ksiądz doktor Józef Jałowy (założyciel tej parafii) – on to przez następne lata co roku 1 czerwca odprawiał Mszę Świętą w intencji zamordowanych i ich rodzin.

Po trzech dniach od pacyfikacji gestapo zgodziło się na przyzwoity pochówek zamordowanych. Chłopi ze Staroniwy własnymi rękami odkopali prowizoryczny grób i ładowali na własne furmanki po sześć zmasakrowanych ciał. I tak przez pół dnia wozili ich na pobliski cmentarz.  Na szczycie zbiorowej mogiły ustawili brzozowy krzyż.

Pomagał im też uczeń i sąsiad Romana – to oni przynieśli zrozpaczonej Jadwidze przestrzelone zakrwawione dokumenty, które Roman miał przy sobie. Jadwiga przechowywała je jak najcenniejszy skarb, a kiedy Ewa obchodziła swoje 18-te urodziny dostała ten skarb w prezencie od swojej matki. 

Jadwiga przez 3 lata od tragedii nie zdjęła żałoby, z serca nie zdjęła jej nigdy – pozostała wdową do końca życia. Codziennie razem z córeczką Ewą i swoją siostrą Zofią chodziła na cmentarz, gdzie w puszkach po konserwach ustawiały rumianki lub niezapominajki. Dopóki nie spotkały przy podstacji strażnika w niemieckim mundurze, który powiedział im żeby tak na ten cmentarz ciągle nie chodziły i nie prowadziły dziecka, bo przecież ono nie może wychowywać się wśród grobów.

To jest historia mojej babci Jadwigi i jej bolesnej miłości do mojego dziadka Romana. Historia mojej mamy Ewy i jej nieutulonej tęsknoty za ojcem. Historia przekazywana z pokolenia na pokolenie. Każda z rodzin mieszkających wówczas w Staroniwie ma swoją własną historię o zamordowanych, cudem ocalałych, ich bliskich.

1 czerwca 1943 r. we wsi Staroniwa w wyniku nazistowskiej zbrodni życie straciło 44 niewinnych mężczyzn. Najmłodszy miał 16 lat, najstarszy 53. Czterdziestu czterech mężów – synów – ojców.

Stoimy tutaj, przy pamiątkowym obelisku, na miejscu, gdzie 80 lat temu Niemcy dokonali zbrodni przeciwko ludzkości.  Przy ulicy Bohaterów – tak została po latach nazwana ta ulica. Idąc nią wspomnijmy tych, którzy dawno temu w nocy prowadzeni przez hitlerowców, przerażeni szli ku niewiadomej, ku swojemu przeznaczeniu. Wspomnijmy kobiety, które pozostały w domach i zdrętwiałe ze strachu czekały w oknach na powrót bliskich. Ocalić od zapomnienia! To nasze zadanie.

Rzeszów, 1 czerwca 2023 r.

Autor:

Dominika Rylska – Malita, wnuczka rozstrzelanego w Staroniwie 1 czerwca 1943 r. Romana Lutaka

Szanowni Państwo!

 

Chciałam się z Państwem podzielić świadectwem jakie przekazała mi moja mama, kiedy byłam jeszcze dziewczyną. Ta historia bardzo mną wstrząsnęła i zapamiętałam ją sobie w szczegółach, aż do dziś i chcę ją Państwu teraz opowiedzieć.

Na pewno Państwo zauważyli, że na tablicy pamiątkowej jest wypisane nazwisko Stadnik dwukrotnie, a dlaczego zaraz wyjaśnię.

Otóż nieżyjąca już moja mama, była siostrą dwóch braci Stanisława Stadnika lat 32 i najmłodszego w gronie zamordowanych 16 letniego Czesława Stadnika, którzy są pochowani w zbiorowej mogile na Staroniwie. A dlaczego obaj zginęli, jak to się stało, zrelacjonuję pokrótce.

Stanisław, brat mojej mamy ożenił się z mieszkanką ze Staroniwy, zamieszkał u niej i tam pracował. Tego dnia 1 czerwca 1943 roku młodszy brat Czesław, który mieszkał w domu rodzinnym w Załężu wybrał się w odwiedziny do starszego brata Stanisława. Szedł bardzo długo przemierzając Załęże Rzeszów, aż dotarł do Staroniwy. Pokonał pieszo bardzo daleką drogę, wiele kilometrów. Po przybyciu spędził czas z rodziną brata. Gdy odpoczął szykował się do powrotu. Ale brat zaproponował by przenocował u niego i nie wracał nocą w daleką drogę do domu, bo zbliżała się godzina policyjna. Pech chciał, że w tym dniu został zniszczony transformator na Staroniwie i w okolicy zabrakło prądu. Niemcy się wściekli i postanowili zemścić się na Polakach. Wyprowadzili wszystkich mężczyzn z domów i zgromadzili ich na placu, zaczęli ich segregować, nie wiadomo według jakiego klucza działali. W każdym razie po jednej stronie umieścili Stanisława, tam gdzie stali ocaleni. Po przeciwnej stronie tych co mieli być straceni. Wśród nich znalazł się Czesław, chyba dlatego, że nie był mieszkańcem Staroniwy. Gdy zobaczył to Stanisław podszedł do esesmana błagając go i tłumacząc, ze to jest jego brat, który go odwiedził. A wtedy Niemiec niewiele myśląc pchnął go w stronę tych osób, które miały być rozstrzelane. Stanisław był rozstrzelany na miejscu, oddał życie za swojego brata, a młodszemu kazano uciekać. Niemcy urządzili sobie polowanie na niego, traktując go jako żywą tarczę. Otworzyli ogień i seria kul zraniła chłopca. Śmiertelnie postrzelono go w brzuch, ostatkiem sił doczołgał się do zboża w którym się ukrył. Rano, nieprzytomnego znaleźli ludzie. Ciężko oddychał, ale jeszcze żył. Włożyli go na furmankę, alby zawieźć go do lekarza, ale niestety w drodze zmarł.

Trudno wyobrazić sobie co przeżyła matka, a moja babcia, która w jednej chwili straciła dwóch synów, którzy zginęli z rąk oprawców niemieckich, choć byli niewinni. Trudno sobie wyobrazić co przeżyła moja mam, która była ze mną w ciąży, która straciła nagle rodzeństwo dwóch młodszych braci. Z tego powodu ja osobiście nigdy nie poznałam swoich wujków.     

Ta historia i ten ogrom tragedii wzbudziła we mnie głęboką refleksję, której dałam wyraz w kilku wersach mojego wiersza, jako hołd dla zamordowanych przez hitlerowców. Na zakończenie mojego wystąpienia chciałabym go odczytać. Będzie on podsumowaniem mojego świadectwa. Tytuł wiersza brzmi: „Tragedia”

 

Z rąk niemieckich oprawców

Zginęli dwaj moi młodzi wujkowie

Choć byli oni niczemu niewinni

Ta zbrodnia nie mieści się w mojej głowie

 

Stanisław został zastrzelony

Zginął jak bohater w obronie brata

Niemiec go haniebnie potraktował

Ale dla matki śmierć syna to ogromna strata

 

Czesław to 16 letni chłopiec

Przed którym całe życie było

Niemcy zrobili na niego polowanie

I jego życie nagle się skończyło

 

Gdy go esesmani śmiertelnie zranili

To już nie było ratunku dla niego

Cierpiał tak strasznie okrutne męki

Pytam, dlaczego on zginął dlaczego?

 

Jaką mentalność mają zbrodniarze

Że dopuszczają się okrucieństwa

Czy to sumienie robić im każe?

Czy może brak im człowieczeństwa?

 

Odeszli z rodziny dwaj moi wujkowie

Co za Ojczyzną bohatersko zginęli

Kiedy spotkamy się tam w wieczności

To o ich tragedii więcej będziemy wiedzieli

Autorka Barbara Ptaszek

 

 

Podziękowanie

 

Korzystając z możliwości zabrania głosu, chciała bym z tego miejsca bardzo serdecznie podziękować wszystkim, ale to wszystkim ludziom zaangażowanym w oprawę uroczystości upamiętniającej rocznicę śmierci zamordowanych Polaków za Ojczyznę.

A księdzu proboszczowi i wszystkim księżom na czele z księdzem biskupem, chciałabym podziękować za Mszę św. i modlitwę w intencji zmarłych.

Chciałaby również osobiście podziękować panu reżyserowi za ciekawy, a zarazem unikalny film dokumentalny w którym świadectwo dają osoby, będące świadkami naocznymi tej masakry, którzy już niestety nie żyją. Jest to piękny gest pamięci, który trzeba stale odnawiać by pamięć o tych ludziach zamordowanych bestialsko przez Niemców przetrwała przez pokolenia.

Ludzie starsi odchodzą, ci co dobrze znali historię tego bezsensownego mordu na Polakach, ale trzeba uzmysławiać ludziom młodym, by o tym pamiętali. Uważam, że dobrze by było aby tą uroczystość nadal kontynuowało młode pokolenie polskich patriotów.

Dziś mija 80 lat od czasu gdy 1 czerwca 1943 r. Niemcy rozstrzelali 44 Polaków na Staroniwie i przyznam, że nie sądziłam iż dożyję chwili, żeby po tylu latach ktoś upomniał się o rozstrzelanych ludziach, którzy zginęli za Ojczyznę. Dlatego jestem wdzięczna wszystkim tym, którzy przyczynili się do przypomnienia faktów o tej straszliwej zbrodni, by nie przeszła ona w zapomnienie, ale utrwaliła się w umysłach ludzi młodych ku wiecznej pamięci. Dziękuję bardzo za uwagę.

 Barbara Ptaszek, siostrzenica rozstrzelanych Stanisława i Czesława Stadników 

 

 

Projekt pt. „Upamiętnienie męczeństwa mieszkańców Staroniwy 01.06.1943 r.” jest dofinansowany ze środków Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego w ramach Funduszu Patriotycznego Wolność po polsku – edycja 2023